Z serii "udane piątki"

Piątek, 7 marca 2008 · Komentarze(5)
Z serii "udane piątki"
Piątek udany może być z wielu względów. Dla mnie okazał się łaskawy, ze względu na nieomal bezwietrzną aurę i całkiem przyjemną temperaturkę. Grzechem w takie popołudnie byłoby nie przejechanie choćby kilku kilometrów.
Ciężko tak na dobrą sprawę opisać dzisiejszy wyjazd - kilka spraw w Urzędzie Miejskim, prezenty dla moich zacnych kobiet, no i wreszcie - nieopisana chęć i potrzeba zamiany pewnej F, drzemiącej w spragnionych ruchu mięśniach, w V, owocującą zwiększeniem się całkowitej S, wskazywanej przez mój licznik. Pokręciłem tu i ówdzie i wyszło z tego parę kilometrów.
Poza tym, dzisiaj będzie oszczędnie w słowa, po moim ostatnim wywodzie.

Sosina. Bajoro, ale łabędzie są.


Próbowałem złapać słońce. Stwierdziłem, że chcę być oryginalny i nie będę powtarzał wyczynu Dwójki bliźniaków - z księżycem.

"Zimno, wieje i na co Ci to?"

Wtorek, 4 marca 2008 · Komentarze(7)
"Zimno, wieje i na co Ci to?"
Pierwsze >50km w tym roku;) Nie ma się czym chwalić - wiem. Ale i tak uroczystej Coca-Coli (R), po udanej przejażdżce sobie nie odmówię.
Za cel obrałem wielokrotnie już przeze mnie zwiedzany trzebiński Balaton. Cel mało ambitny, ale w sumie czasu nie było za wiele, a trasa całkiem przyjemna - malownicza. Na temat samego wypadu rozpisywał się nadto nie będę. Większość trasy poszła gładko. Nawet wiatr jakoś szczególnie nie przeszkadzał w sprawnym kręceniu. Kilka podjazdów, pare przyjemnych zjazdów. Luzik.

Jest natomiast inna kwestia, która mnie zastanowiła i to właśnie jej, chciałbym poświęcić większą część tego wpisu. Pewnie spora część z nas, zadawała sobie pytanie o sens tego monotonnego kręcenia korbą - częścią jakiejś bliżej nierozpoznawalnej dla sporej części społeczeństwa, ogromnie nam drogiej, bryły metalu zwanej powszechnie rowerem. To wbrew pozorom jest całkiem dobre pytanie, na które chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Przyjemność? - ciężko o nią gdzieś daleko od domu, z bólem krzyża i zastyglą w gardle śliną. Towarzystwo? - zwłaszcza wtedy kiedy delta średniej prędkości, między Tobą a Twoim kolegą wynosi 5-10km/h. Przekraczanie swoich granic? Ekstremum? Nie wiem.

Miałem kiedyś ciekawe, choć nierowerowe doświadczenie, gdzieś głęboko pod Czeską ziemią, podczas akcji, której celem było dotarcie do podziemnego jeziora. Do "Gaboru". Akcja była dosyć ciężka - dużo wody po drodze, spora głębokość, kilka przeszkód, które nie nastrajały zbyt optymistycznie. Do tego dopadające zmęczenie, które w pewnym momencie ogarnęło mnie tak bardzo, że czekając na kolegę, który właśnie przedzierał się przez zawalony szyb z IIgo na IIIci poziom, uciołem sobie krótką drzemkę, na miękkim - gliniastym (pod)łożu ze starego zawału. A to był dopiero początek - masa drogi była jeszcze przed nami. Po kilku godzinach dotarliśmy na miejsce, zrobiliśmy kilka zdjęć, nacieszyliśmy się trochę turkusem radioaktywnej wody (tak! to była kopalnia uranu :D) I trzeba było wracać. Tą samą drogą. Kiedy wreszcie dotarliśmy pod końcowy szyb, postanowiłem zasuwać do góry jako ostatni (to lekki masochizm, bo ostatni ma najgorzej, ale ja chyba to lubię, bo to chwila, kiedy jestem sam na sam z mrokiem i to ja rzucam ostatnie spojrzenie w ciemność, która znowu nie zobaczy człowieka przez bardzo, bardzo długi czas). I kiedy tak czekałem, to dopadło mnie taka niecodzienna wątpliwość, spotęgowana zmęczeniem, zimnem i ogólnym dyskomfortem psychiczno-fizycznym (byłem cały przemoczony, a temperatura pod ziemią ~8st. C). Zahuczało mi w głowie pytanie: "Ty ...! Po co to robisz?! Marzniesz tutaj, jest Ci zimno, ciemno, źle. Mógłbyś teraz grzać tyłek, w ciepłym domu, przy herbacie, a Ty zdecydowałeś się pchać w tę durną dziurę!" (jakimś dziwnym trafem słowa były nieco bardziej "wymyślne", ale nie leży w mojej naturze cytowanie tego typu treści w miejscach publicznych). Słowem - miałem na serio dość. Ta akcja nie była jakaś wyjątkowo trudna. Takie chwile mam prawie zawsze.

Czterdzieści minut później, po zwinięciu lin i reszty szpeju, byłem na powierzchni. Wyglądałem jak glonojad ubabrany w radioaktywnym błotku.

Do czego zmierzam? W życiu często jest tak, że są chwile, kiedy szczerze ma się dość pewnych zdarzeń, miejsc - osób także. Czasem owo "dość" urasta do wymiarów nienawiści, czasem nie. Ale dlaczego, do cholery, po jakimś czasie, do niektórych "zmór" myśli powracają i bezlitośnie spędzają sen z powiek, nie pozwalając myśleć o niczym innym?

Z całą pewnością, tym wpisem nie odkryłem ameryki, gro BS-owców cierpi na tę samą chorobę, ale... może się mylę? Ktoś widzi to inaczej?
Ja w każdym razie, jestem przed kolejną wyprawą, do kolejnego "potwora" i już za nim tęsknię (bo byłem tam kiedyś)

Pozdrawiam!

(zdjęcia standardowo - lipne, bo z mojej komórki)

W drogę! Ulubiony kawałek asfaltu w Jaworznie.


Ulubiony asfalt za mną


Z tego co zasłyszałem, ten pagórek w dali, to jeden z większych zbiorników wodnych w Polsce, po górze Żar


Zachodnie niebo nad... chrzanowem? - Góry Luszowskie


Kawałek Balatonu. Nie wjeżdżałem dalej, bo zachód się zbliżał a ja bez świateł.

Skalky episode II

Czwartek, 28 lutego 2008 · Komentarze(4)
Skalky episode II
Dzisiaj kolejny wyjazd skałkowo-mostowy, i kolejne atrakcje w objazdowym parku linowym einsteina. Tym razem zajęliśmy się tyrolką* i zjazdami. Bogato dość.
Po mozolnych przygotowaniach (tyrolka to poważna sprawa, nie ma co się spieszyć), udało się! Pierwszy pojechałem ja, żeby sprawdzić system. Wszystko pracowało podręcznikowo, zatem bez wahania umożliwiłem zabawę reszcie naszego rowerowo-linowego team'u.
Zabawę zakończyliśmy grubo po zachodzie słońca i przy temperaturce 3st. C.
Dzięki wszystkim za fajną zabawę.

Pozdrawiam!

PS 1. fotki pojawią się w najbliższym czasie, o ile Sebastian mi je udostępni

PS 2. troche wiecej kilometrów, bo w tym także kręcenie po wsi przed - i po skałkach.


-----
* tyrolka - in. most linowy. Jedna z technik linowych, polegająca na przemieszczaniu się z reguły na dużych wysokościach, po poziomo napiętej linie.

Łojenie na życzenie

Wtorek, 26 lutego 2008 · Komentarze(9)
Łojenie na życzenie
Udało się nareszcie przekonać kilku kumpli, do nieco bardziej niecodziennych "zabaw". Wszak, uczucie skały pod ręką, do doznań wpisujących się w codzienność raczej nie należy (no może tej prawidłowości nie potwierdzą geolodzy lub pracownicy kamieniołomów). Stało się.
O 15:30 z OST wyjechaliśmy w stronę długoszyńskich skałek. Trasa niedługa, obiekt średnio ciekawy, ale z uwagi na fakt, że do zachodu zostało niewiele czasu, nie pozostało nam nic innego jak jechać właśnie tam. Niewątpliwym plusem tamtej miejscówki, jest mój ulubiony most kolejowy, na którym można świetnie ćwiczyć techniki linowe. Wspinaczka + "sznurkowa zabawa" to naprawdę świetny sposób na słoneczny weekend (najlepiej w połączeniu z pedałowaniem - rzeczjasna).
Tak upłynęło popołudnie i wieczór - dzień pierwszy, naszej extremalnej zabawy.
Zatem, o ile "lampa"* jutro bedzie, to znów "załojimy"**

Dzisiaj "łojili": wicio150 BS, vanhelsing BS, seba, tery i ja

Foto, ale akurat z innej wyprawy. Z okna, rozpościera się widok na potęęęęężne kilkusetmetrowe zapadlisko, w którego ścianie właśnie ten korytarz się znajduje.


------
* lampa - w slangu wspinaczkowym - słońce
** łojenie - w slangu wspinaczkowym, tym mianem określa się właśnie wspinaczkę

Inna relacja i świetne foty (nie to co u mnie) na blog'u vanhelsing'a

Lutowa przebieżka

Poniedziałek, 25 lutego 2008 · Komentarze(5)
Lutowa przebieżka
Zgodnie z wczorajszą zapowiedzią - sezon zacząłem. Na początek dosyć skromnie głównie z racji braku czasu. Tym razem postanowiłem odkurzyć starą, sprawdzoną, treningową trasę: Dąbrowa N. - OST - El. Jaw. III - Azotka - Centrum - Szczakowa - Dąbrowa N.

Do Azotki towarzyszył mi vanhelsing

Jak na pierwszy dzień, po kilkumiesięcznej przerwie, uważam, że nie było tak źle. Zwłaszcza, że porywisty wiatr w kość dał mi zdrowo. Co gorsza, dopadał szczególnie na stromych podjazdach, gdzie duł w twarz bezlitośnie.


Szkoda tylko, że słońce złośliwie schowało się na czas mojego przejazdu :(

Jutro zaczynam sezon

Jutro zaczynam sezon

Będąc zmotywowanym wpisem mojego rowerowego przyjaciela vanhelsing'a - oznajmiam uroczyście całej naszej rowerowej społeczności, że:


Najwyższy czas obudzić siebie i swoje rowery z zimowego snu! Nadchodzi wiosna. Wyjmijmy zatem z szaf nasze ukochane, obcisłe spodenki. Załóżmy koszulki, odkonserwujmy rowery i zacznijmy sezon!

Zainteresowanych tą akcją - tych co sezon już zaczeli, planują zacząć później, lub w ogóle go nie kończyli - na znak solidarności zachęcam do pozostawienia komentarza pod tym wpisem.

Z rowerowym pozdrowieniem!

Dąbrowa - Podłęże - Sobieski - Jeleń - Dąbrowa

Środa, 31 października 2007 · Komentarze(0)
Dąbrowa - Podłęże - Sobieski - Jeleń - Dąbrowa
- "Dziury w Glinnej Górze"

Mała wyprawa speleo-rowerowa, pod zacnym kryptonimem. A chodziło tylko o rozglądnięcie się w tym frapującym mnie regionie. Kto wie co kryje się w tym masowym pęknięciu warstwy wapieni triasowych...

W moim zagmatwanym życiu (w

Wtorek, 9 października 2007 · Komentarze(4)
W moim zagmatwanym życiu (w końcu to blog jest, więc o życiu też winno się tu pisać :D), zaistniała dziś potrzeba odwiedzenia bike shop'u. Pojechałem sobie zatem w stronę centrum mojego miasta, by w drodze powrotnej zahaczyć o ów sklep. No i w pechowym momencie, zjeżdżając na dwukierunkowej z prawego pasa, na lewe pobocze, miało miejsce duże niedopatrzenie z mojej strony... zrobiłem to na podwójnej ciągłej, a nie zwróciłem uwagi na radiowóz nadjeżdżający z przeciwka :/
Na szczęście dla mnie, chłopaki byli mili i obyło się bez płacenia.

Moi drodzy, zatem zgodnym chórem
- Chwalmy Polską Policję!

Miałem wrzucić jakieś zdjęcie, ale bałem się, że się rozmyślą...